Na wsiSiano pachnie snem.Siano pachniało w dawnych snach.Popołudnia wiejskie grzeją żytem,słońce dzwoni w rzekę z rozbłyskanych blach, życie - pola – złotoliteWieczorem przez niebo pomost:wieczór i nieszpór,mleczne krowy wracają do domostwprzeżuwać nad korytem pełnym zmierzchu.Nocami, spod ramion krzyżów na rozłogach,sypie się gwiazd błękitne próchno,chmurki siedzą przed progiem w murawie – to kule białego puchu – dmuchawiec.Księżyc idzie srebrne chusty prać.Świerszczyki świergocą w stogach.Czegóż się bać?Przecież siano pachnie snem, a ukryta w nim melodia kantyczki,tuli do mnie dziecięce policzki,chroni przed złem. Z pamiętnikaJuż ty nie zejdziesz nocą Haneczko na wybrzeże a lato znów tak jarkie i śmiech mój dobrze znaszdym szary polatuje nad barką, nad tym więcierzemoplata /wtedy także oplatał/ bujny maszt.I lampy tu. I echo krokami pustkę zszywaWyznaję: to było, trwało, braliśmy pełna garśća nikt nie widział o tem, deszcze biegły po szybach,tygodnie umykały – spłoszony, głupi chart.Nie zejdziesz ani nie wiem kto snu twojego strzeżelato Haneczko śmiech mój z dymem oplata maszto fali przemijanie tak barka tak wybrzeżea liczko miałaś mokre i chłodne to od gwiazdSpod bystro tnącej wodę kiedyś płynęła rękipluskało kliny czarne niszczyły wiotką gładźwybijał odblask lampy srebrne i srebrne sękidzieckopo co mnie było braćPrzez kresymonotonnie koń głowę unosigrzywa spływa raz po raz rytmemkoła kołaziołaterkocze senne półżyciedrożyną leśną łąkowądołem dołempolemnad wieczorem o rżyska zawadzaksiężyc ciemny czerwonywołamzłoty kołacznic nie ma nawet snu tylko kół skrzypmgława noc jawa rozlewnawołam kołacz złotywołam koła dołem polem kołacz złotyKwiecień tych, co bez troskiWiosną jasnych oddechów gołębianych słuchajW pianie promyków ranek wiosnę wartko wiózłAż kipiał lazurowy pucharBo to radość biegła wzwyż po drzewachA seledyn młodziutkiej korony owych brzózPoblask z Wisły od dołu rozgrzebałNa wodzie lekki przewiewGrzebieniem jeszcze sennymFalę syciłPromiennyI szyby świecą kwietniowołagodny brzaskW który się niebio wtula bo niebo tam osiadaBrzozy na błękit zachodząOdchwieją się znów przychwiejąRaz wraz kolejąRaz wraz Każda jest szumu strużącego się zielona balladąA jak ten bruk uliczny kryształem błyszczyJak dudnieniem wtóruje wodogrzmotem kółJeszcze nie wszystko nie wszystkoDzieciaczki po świętach w tornistrzeResztę wiosny przywieziecie z pól