treść serwisu

List do Tadeusza Perla i innych adresatów (m.in. Mieczysława Bibrowskiego, Emila Rosensteina)

Nota popularyzatorska

Jest to jeden z najobszerniejszych listów Seweryna Trossa do Tadeusza Perla, i jeden z ważniejszych z punktu widzenia historycznego i społecznego. Ukazuje środowisko lewicujących intelektualistów w 1940 r. przebywających w Wilnie (wymienionych z nazwisk; niektóre z osób jesteśmy w stanie zidentyfikować – co skądinąd jest wartością samą w sobie, bo wzmianki o tych osobach mogą być przyczynkiem do ich losów). Jednym z ważniejszych zagadnień poruszanych w liście jest weryfikacja stosunku do komunizmu, którego funkcjonowanie niektórzy z przedstawicieli tego środowiska – w tym Tross – mogli zobaczyć we Lwowie, w liście zapisane są świeże, pierwsze wrażenia funkcjonowania systemu. Dopełniają one obszerną literaturę źródłową dotyczącą przełomu 1939 i 1940 we Lwowie (na jej temat zob. m.in. I. Piekarski, „«Czerwony» reporter i publicysta «Wolnej» Polski”, „Pamiętnik Literacki” 2007, z. 3, s. 197).

Treść (pisownia i interpunkcja zmodernizowane):

Wilno, 7 II 1940

Moi Kochani!

Nie zdajecie sobie sprawy, z jak wielką radością czytam Wasze listy. Rozumiecie sami, że nie chodzi mi w tym wypadku o komplementy pod moim adresem, bo tych w listach Waszych z pewnością nie znajduję – ale po prostu – traktuję je jako wymianę myśli, dyskusję na odległość. Zresztą nie tylko ja… Listy Wasze są przedyskutowywane i nieraz mocno krytykowane przez ludzi, których znacie, a z którymi teraz zetknąłem się tutaj na emigracji. Czyta je Niucha [osoba niezidentyfikowana], Stasiek Birnkolc [?], Tolek Mosewicki [?], dr Feliks Gross (działacz PPS, autor „Proletariat i kultura”, „Robotnicy piszą”, „Koczownictwo” itp.), Jasiński [osoba niezidentyfikowana], Rysiek Krüger i… Heniek Szenberg [Ryszard Krüger był w późniejszym czasie aktywnym bojownikiem w getcie warszawskim, w Warszawie przebywał również Henryk Szenberg – nie mamy pewności, czy osoby wspominane w liście to te same postacie, jest to jednak bardzo możliwe, skoro sam nadawca listu przeniósł się w późniejszym czasie do Warszawy – red.]. (Jedynym człowiekiem, który częściowo przyznaje Wam rację, jest Heniek Szenberg. Zgadza się on z tym, że to, cośmy niedawno przeżywali, stanowi wyraz konieczności historycznej, której należało się podporządkować, nie tyle dlatego, że nam odpowiada – ale ze względów czysto oportunistycznych)…

Moi Drodzy! Wyszedłem z kraju, którego tak samo chyba jak ja opuściłyby dziesiątki i setki tysięcy tamtejszych intelektualistów, myślących uczciwie, socjalistycznie. Tak samo jak ja wyszliby obecnie z tego kraju ludzie [?] tacy jak [Władysław] Broniewski, Adam Polewka (wybitny poeta krakowski, delegat do Ukr[anińskiego] Zgrom[adzenia] Nar[odowego]), prof. Sachs [czy chodzi o zmarłego w 1935 lekarza?] i wielu, wielu innych ludzi, do których „błagonadioznosti'” [ros. 'wiarygodność'] jeszcze parę miesięcy temu nie można było mieć zastrzeżeń. Jest rzeczą najzupełniej zrozumiałą, że nie mówię tu o ludziach, którzy jeszcze przed wojną myśleli innymi kategoriami, b[ardzo] odległymi od obowiązującej obecnie formy myślenia. Ci ostatni duszą się (dosłownie) na tamtym terenie, […] to jak Bruno Winawer [literat, zm. 1944], który miesiąc temu wyraził się: „chcę wrócić do Warszawy, aby móc marzyć o Sow[ietach]”. Sytuacja ich ulega zdecydowanej poprawie, kiedy podobnie jak Boy-Żeleński czy profesorowie Rady Handlu Zagranicznego podpiszą deklarację, że „z radością witają fakt przyłączenia Ukr[ainy] do Związku R[adzieckiego], w którym pod osłoną stal[inowskiej?] Konstytucji itd. itd.). Hymny dziękczynne, modlitwy i bicie się w piersi… (Widzę ironiczny uśmiech na twarzy Tadzia. Ale na litość boską, człowieku, czy nie zdajesz sobie z tego sprawy, że ten nadmiar panoszącej się tu nieszczerości, pseudoproletariackiej tromtadracji nie jest bynajmniej dowodem siły, ale czegoś wręcz przeciwnego, czy nie rozumiesz, że trudno mieć zaufanie do ludzi, którzy pod wpływem strachu zgadzają się recytować i pisać tak, jak im każą, którzy jednego dnia na białe mówią czarne, następnego szare, a trzeciego wreszcie – zielone. Wiele rzeczy można tłumaczyć względami politycznymi… Ale przecież to samo panuje w sztuce, literaturze, filmie, każdej dziedzinie życia)…

Wiem, co mi powiecie. „Byłeś zbyt krótko, aby móc to dostrzec. Zresztą nie widziałeś życia w głębi kraju, widziałeś tylko pewne refleksy na terenach nowo zajętych; przemawia przez ciebie aprioryczna niechęć, będąca następstwem czytania kłamstw przeróżnych André Gide’ów, Słonimskich; mieszczuchów, którzy nie potrafili zrozumieć i odczuć siły fatalnej nowej rzeczywistości, jej pozytywnych, postępowych wartości, jej humanizmu i humanitaryzmu”. Niestety moi drodzy – tak nie jest… Tu nie „wrogie nastawienie” czy predyspozycja psychiczna zadecydowały. Zadecydowała obiektywna, apriorycznie na wskroś życzliwa ocena rzeczywistości. W tym wszystkim, na co patrzyłem, nie było widać niestety patosu rewolucji (który chciałem widzieć), tylko blagę, autoreklamę i zakłamanie. Rozmawiając z ludźmi stamtąd (a stykałem się z nimi często), nie widziałem w nich bynajmniej bardów proletariackiego postępu, lecz tylko zwykłych, mało wykwalifikowanych zresztą urzędników, obawiających się wszelkiej inicjatywy, ludzi nie tylko niezdolnych do konkretnej pracy, ale uchylających się od niej, unikających osobistej odpowiedzialności za powierzoną im pracę, ludzi „papi[…]i [?]”, a nie czynu. „Puste słowa!” – powiecie. Sam bym tak zresztą się wyraził, gdyby ktoś mi to opowiadał.

– „Artykuł dziennikarski dla białogwardyjskiej gazety po 8 gr od wiersza. Blaga lub – co smutniejsze – niezrozumienie tego wszystkiego, co się wokół dzieje, i stąpanie po niebie, a nie po ziemi”… Znam to. Zresztą nie żałowaliście mi podobnych epitetów w poprzednich listach.

Niestety jednak (podkreślam mocno słowo „niestety”) nie ja się mylę; nie mylił się też i André Gide. To wszystko tam dalekie jest od tego, co chcielibyśmy widzieć. To nie jest wielka, potężna podwalina przyszłej, doskonałej budowy (w stylu Tadzia) – ale fundament toczony przez grzyb; fundament, który trzeba porządnie oczyścić i obmurować, zanim się zechce na nim wznosić „dom stupiętrowy, marmurowy”.

Fakty:

1) Związek Zawodowy Pracowników Filmowych. Przewodniczy na zebraniach przysłany z głębi kraju „spec” z profsojuza [profesjonalnyj sojuz – ros. 'związek zawodowy']. Co tydzień inna akademia. Przed rozpoczęciem odczytu czy prelekcji sprawdzanie listy. – „Awrutin?” – „Obecny.” – „Balcerzak[.]” – „Obecny.” –„Bednarski[.]” – „Nieobecny”. – „Bednarski już 3 razy nieobecny. Dlaczego związek na to pozwala. Należy wyciągnąć z tego konsekwencje”… Itd. itd. Potem odczyt. Przy pewnych słowach należy wstawać [słowo podkreślone] i klaskać. Kto nie wstanie i nie będzie klaskać?... Kto nie chwali rewolucji?

2) Wiec na uniwersytecie. Olbrzymia sala Collegium Maximum zapełniona (lista obecności). Przemówienia. W odpowiednich momentach należy wstać i klaskać. Jeden patrzy na II [drugiego]. Wszyscy wstają i klaszczą. Przyglądam się na II piętrze uważnie klaszczącym. Jestem w wojskowym szynelu, wyglądam na „władzę”. Jeden ze studentów mało klaszcze, przyglądam mu się. W pewnym momencie podchodzi do mnie: „Spójrzcie, tow[arzyszu], na moje ręce. Mam rankę na palcu i dlatego nie klaszczę” – tłumaczy się…Wystarczy. A potem jednomyślna rezolucja.

3)Wiec w Związku Zaw[odowym] Dziennikarzy (lista obecności). Na sali b[yli] endecy, sanatorzy [tj. zwolennicy sanacji], PPS itd. Jak przedtem oklaski – wstawanie z miejsc. Jednomyślna rezolucja. To samo [podkreślone] na wiecu Profesorów Wyższych Uczelni, Literatów, wszędzie.

– Czy tych wszystkich ludzi przekonano? Czy to jest prawdziwy entuzjazm?

A potem, następnego dnia nędzny reportarzyna Szirer (tak się teraz pisze) [Emil Szirer – dziennikarz, zmarł w 1942 lub 1943 w Ferganie w Uzbekistanie, wspomina o nim Julian Stryjkowski w wywiadzie „Ocalony na Wschodzie” – red.] na łamach „Czerw[onego] Sztand[aru]” omawia, jak to z wielkim entuzjazmem Prof.[esorowie] Uniw[ersytetu] chwalili rewolucję, jak to dziennikarze, literaci, jak to robotnicy w fabryce „Pora[…]”, elektrowni, wodociągów klaskali, powstawali, uchwalali itd. itd. Następnie piszą to samo „Izwiestia” [gazeta o największym nakładzie po ,,Prawdzie'' w ZSRR] i cała prasa.

Tak wygląda entuzjazm codzienny.

4) Wojna z Polakami. Rozsypane oddziały polskie same poddawały się w ręce wojska sow[ieckiego]. Z rzadka tylko nieliczne, drobne grupy próbowały z bronią w ręku przeciwstawić się oddziałom, o których formalnie myślano, że idą z pomocą Warszawie. (Takie złudzenia panowały w wojsku). A potem w prasie sow[ieckiej] (oczywiście nie lokalnej – bo na miejscu wszyscy widzieli stan rzeczy) olbrzymie elaboraty o wielkich wyczynach bojowych „niezwyciężonej, heroicznej armii”. Sens tego?...

5) Osiągnięcia. W chwili wkroczenia na teren p[olski?] zabrakło aparatów do golenia, żyletek, brzytew, mydła. Brakowało ich przez 2-3 miesiące. Wreszcie któregoś dnia bombastyczne zapowiedzi w prasie: – Nadeszły transporty… Rzeczywiście – nadeszły – ale nie do użytku; żyletki nie goliły, mydło nie mydliło.

6) Osiągnięcia lokalne. Głód – przed sklepami ogonki od 4 rano do 10. Wreszcie któregoś dnia chleb drożeje o 15 gr. W prasie zapowiedzi – przyjechali spece organizatorzy – problem aprowizacji rozwiązany. Ogonki nadal. Aresztuje się piekarzy, robotników. Wreszcie chleb jest. Przez tydzień jest. Wreszcie pewnego dnia znów brak. I da capo el fine [tj. powtórzenie wszystkiego od początku – red.]. Podobnie z solą, cukrem itp. „Lokalne niedociągnięcia” – można powiedzieć. Z rozmów jednak z ludźmi – organizatorami nie z tych terenów – wynika, że to nie jest nowość, że to jest rzecz najzupełniej normalna. „Trzeba zawsze mieć zapas”!

W myśl tej zasady (bynajmniej nie lokalnej) przy kupnie cukru za 40 gr musisz [słowo podwójnie podkreślone] we dw.[?] kupić soli za 30 gr i machorki za 25 gr. (A w tym samym czasie w Białym[stoku] nie ma zupełnie soli, w Stanisł[awowie] za paczkę machorki płacą 5 zł).

6) Jest czekolada! Ludzie spragnieni słodyczy. Zapowiedź – Fabryki czekolady i cukru pracują pełną parą. Przed sklepami tłumy (jak za chlebem). Za 1 zł można otrzymać paczkę – o 1000% gorszą w smaku niż przed wojną. Połowę zapasów wykupują wojskowi. Pałaszują czekoladę, ile wlezie. Nasza nie gorsza – ludzie kosztują – obrzydliwa masa nie do zjedzenia.

Na tego rodzaju mamy czas – jeszcze 10 lat. Ale teraz…

7) Ciężki przemysł. Samochody, tanki, wojsko. Nie znam się na tym. Dziwiło mnie tylko jedno – dlaczego tyle wozów stoi zawsze na drodze, tarasujących przejście. Tłumaczyli mi nasi mechanicy (bynajmniej nie wrogowie – exemplum Zyga itp.) – b[ardzo] słabe kwalifikacje techniczne ludzi i… tandeta. Zresztą można to traktować porównawczo. Widziałem podczas wędrówek – niemieckie samochody, niemiecką broń, niemieckie wojsko. Nie znam się na tym. Jednak różnica rzucająca się w oczy. Tu ludzie poubierani w nędzne (!!!), nieobrębione szynele, zamiast plecaków na plecach noszą przyczepione sznurkami woreczki, zamiast aluminiowych manierek – flaszki ze szkła.(To nie żołnierze!!! – wszyscy). Ubrani znacznie gorzej niż Wojsko Polskie (jeszcze przed wojną z Fin[landią] można było pomyśleć – to nie jest armia, która mogłaby się zderzyć z Niemcami… I kto wie, czy gdyby P[olska?] zgodziła się na proponowane warunki – nie bylibyśmy świadkami jeszcze dalszego niż obecnie przesunięcia na wsch. granicy niemieckiej).

8) Drohobycz pobił normę o X %. – Prostytutki przekształcają się w robotnice – pisał Pasternak w „Czerw[onym] Sztand[arze]”. Artykuł przedrukowała „Prawda” i „Izwiesti” (kolumna druku). A tymczasem jak wyglądała prawda. Prostytutki zostały przysłane przez Tymczasowe Uprawlienie Goroda Drohobycza do pracy. Pracy dla nich nie było. Komisarz fabryki (nie miejscowy, ale stamtąd) postanowił uruchomić produkcję świec (nie można było sabotować zarządzenia władz wojennych). Parafina była na miejscu, nie było knotów. Zamiast knotów użyto sznurki… Miejscowi technicy oponowali – to nie będą świece, będzie kopcić itd. – „Musimy wykonać plan”… W 100% autentyczne! Podobnie przedstawia się sprawa produkcji ropy i derywatów…

9) Wazeliniarzom. Nie jest łatwo być nawet „wazeliniarzem”. Nawet „cmokierem” być jest trudno. Anatol Stern przypomniał sobie nagle „młodość górną i chmurną”. Witając wchodzące wojska s[owieckie] przeczytał wiersz o tym, jak to „12 lat temu siedział na Łukiszkach” [tj. w sławnym lwowskim więzieniu – red.]. Zapomniał o wszystkich scenariuszach, o „Przedwiośniu”, „Trędowatej”, „Gehennie” itd. Potem potakiwał wszystkim „wielkim” z tamtej strony. Cmokier. Na zebr[aniu] w Związku Pis[arzy] Radzieckich (którego został członkiem), kiedy cmokierów było 50 (ja byłem między nimi) p. Stern chciał być supercmokierem. Potakując [Petrowi] Panczowi (Sekr[etarz] gen[eralny] Związku Pis[arzy] Radz[ieckich], ogólnego, nie miejscowego) wyraził się: „…mnie wychowała literatura sow[iecka], a przede wszystkim dwaj najwięksi jej mistrzowie: Wł[odzimierz] Majakowski i B[orys] Pasternak…”. W tym momencie zrywa się Pancz i krzyczy: „Tow[arzyszu] St[ern] to już odchylenie. Na 18 Kon[gresie] P[artii] Kom[unistycznej] tow. St[alin] wyraźnie stwierdził, że najważniejszym poetą Związku był Wł[odzimierz] Majak[owski], a B. Pasternak był tylko małpiarzem Zachodu”. Cisza… Najwyższy autorytet orzekł. Najwyższy autorytet nie tylko w sprawach polityki (tak, Tadziu!), ale i literatury, poezji… nawet asyriologii…

10) Asyriologia. Daję słowo, ja już więcej nie mogę. Przykładów przytoczyłbym jeszcze setki. Napisałbym o tym, jak nasz Dzidziuś został agentem GPU [policja polityczna; Gosudarstwiennoje politiczeskoje uprawlenije – Państwowy Zarząd Polityczny] i któremu zlecono filmowanie urzędników, za co miał otrzymać specjalne wynagrodzenie. Jak to Zdzisława [możliwe, że Bratmana – red.] pouczono ze strony wyższych urzędników, w jaki sposób zdobywać premie za pobijanie rekordów, jak to ja przekonywałem mieszkańców Lw[owa] o tym, że powinni głosować do Zgr[omadzenia] Nar[odowego]. (Nikt nie odmówił) itd. itd.

Aby to wszystko opisać, trzeba mieć talent Erenburga z okresu Julio Jurenita [tj. pierwszej powieści Ilii Erenburga „Niezwykłe przygody Julia Jurenity i jego uczniów […]” – red.]. Tylko że niestety – wówczas widziało się rzeczy piękne pomieszane z normalnymi szumowinami – a teraz rzucało się w oczy kłamstwo, brak organizacji, nie rewolucyjny polot i patos, tylko urzędnicze lizydupstwo.

x x x

Moi Drodzy! Nie jestem wariatem i zgodziłbym się nawet na najdalej idący oportunizm. Ale pod jednym warunkiem, gdybym wiedział, że to, co jest, jest nieuniknione, konieczne, że inaczej być nie może… [Tu skreślenie: „Święta wiara czyni cuda” – ale nie taka wiara. Bo tu już względy rozumowe].

Z żalem stwierdzam – widziałem początek nie rozszerzenia się, ale upadku. Widziałem, dlaczego pod naciskiem nieuniknionej dzisiaj interwencji osłabi się względnie nawet zupełnie, rozwali się państwo, które mogło być socjalistycznym. [Tu skreślenie: Dziś widzę jeszcze więcej.] Wasza ocena tego, co dzieje się na Zachodzie, jest trafna. 2 imperializmy szykują niewątpliwie wojnę krzyżową. I kto wie, czy teraz, kiedy coraz bardziej obnaża się słabość wschodniej potęgi, nie rzucą one się na nią jeszcze w najbliższych miesiącach, aby tym samym rykoszetem ugodzić w swego II wroga. A być też może, że nastąpi nawet „[é]change d[e] dames” [fr. ‘zmiana damek’, czyli królowych, nawiązanie do sytuacji szachowej, która może zmienić układ sił w grze]. Wrogowie zamienią się w przyjaciół i wspólnie uderzą. ( To też należy do sfery możliwości). Macie rację – nie powinienem być „rycerzem krzyżowym” (lepiej to wam zostawić).

Ale z II strony – nie chcę bronić saracenów, którzy zapomnieli o Allahu, uwierzywszy w kalifa, który rozwala i niszczy stopniowo te wszystkie pozytywne osiągnięcia, które były zasługą islamu.

Wizja [słowo podkreślone – jako nagłówek]

Widzę ponure losy przyszłej Europy po „świętej wojnie”. Widzę zniszczenie wschodu, północy, południa i nietknięty zachód. Widzę nowych p[anów] Boussaców, nowe Żyrardowy [aluzja do Marcela Boussaca, przemysłowca francuskiego, który na początku lat 20. XX w. kupił za bezcen fabrykę w Żyrardowie, po czym systematycznie wyprowadzano z niej majątek – red.], nowe „Galicje”, nowe pożyczki na 8-10% [być może aluzja do akcji pożyczkowych mających służyć odbudowie zniszczeń wojennych – red.]. Widzę triumf reakcji i na długie lata klęskę postępu. A potem, po krótkim okresie wytchnienia [?] – nowy – o coraz większym nasileniu – kryzys gospodarczy, zakończony nową wojną. Agonia starej kapitalistycznej Europy. Agonia przedłużona o lata zakłamaniem, brakiem socjalistycznego morale państwa p[ana] Sta[lina]. Historiozof przyszłości oceni okres 1914–195. – jako erę okrutnych wojen europejskich – –

Prorok Tross

[Dopisek pod spodem – skreślony:] To nie są bujdy. To jest niestety szczera prawda. Prawda dostrzeżona przez człowieka, który miał oczy otwarte]

9 II 1940

A teraz pro domo sua [tj. na swój temat, dosłownie: własnego domu – zatem zapewne gra słów – red.]. Z Warszawy nie miałem listu 4 tygodnie. Dziś dostałem odpowiedź na list, w którym znajdował się list Mietka Bibr[owskiego?] (załączam ją [brak w zbiorze – red.]). Rodzice Tadzia – jak dotąd mi nie odpisali. Wysłałem do nich 2 razy Tadzia parę słów. (Raz oryginał, raz kopię). Odpowiedź otrzymam, ponieważ list doszedł. (Wiem to od Meli, która mi o tym pisze). Z terenu ZSRR już od 6 tygodni nie mam odpowiedzi. Może żaden list nie doszedł.

Proszę Was, przysyłajcie mi z Paryża gazety. W Wilnie ich dostać nie można. Chętnie widziałbym „Czarno na Białem”, „Robotnika Polskiego”, „Głos Narodu” i i[nne], niemieckie: „Pariser Tageszeitung”, „Sch[…]” , „der Kampf” itp. i francuskie. Przysyłajcie pocztą lotniczą.

Od wujka przez miesiąc, dwa – wycyckajcie parę złotych, ile się da. Pod tym względem nie mam skrupułów. (Jak zarobię, zwrócę, a kutwa może pożyczyć). U p. Lurie nie byłem jakieś dwa tygodnie. Wy mi żadnych pieniędzy nie przysyłajcie – tylko gazety. (Co mi Mietek w poprzednim liście pisał o jakichś pieniądzach, które wysłał łącznie z listem. Nie było żadnych pieniędzy).

Nudzi mi się potwornie. Uczę się języków… czytam.

Napiszcie mi, jak wyglądają możliwości współpracy z polską prasą w Paryżu. Najchętniej z „Rob[otnikiem] P[olskim]” lub „Cz[arno] na Białem”. (Podajcie mi adresy). [Tego drugiego pisma nie reaktywowano po wybuchu wojny, zob. R. Habielski, „Polityka informacyjna i propagandowa rządu RP na emigracji 1939-1945”, „Dzieje Najnowsze” 1987, nr 4, s. 58 – red.]

(Do Mietka będę miał list z domu za parę dni – tak pisze mi Mela). Wiadomości z W-wy b[ardziej] niż ponure. Zimno (śpią w paltach), nie ma drzewa, węgla, jedzenia. U mnie w domu są „bogaci” – 3 kg słoniny, kartofle i kapusta!!!

Czekam na Wasze listy.

Całuję Was

Tr[oss]

10 II 40 r. Dostałem dziś (znów) kartę z domu. Mela pisze:

„Byłam u Perlów, dostali Twoją kartę z «listem» Tadzia. (Oryginał nie doszedł). Byłam też u Rozensztajnów. U nich wszystko w porządku, żyją nieźle, pracują. Mieszkanie ich zostało spalone. Mieszkają u jej siostry. Byli szczęśliwi z wiadomości o Mietku i Gucie. Napiszę”.

Całuję Was

i czekam na odpowiedź

Tross



transkr. i oprac. Ewa Małkowska-Bieniek, Przemysław Kaniecki


Informacje o obiekcie

Informacje o obiekcie

Autor / wytwórca

Tross, Seweryn (19..-1944)

Rodzaj obiektu

korespondencja

Technika

rękopis

Tworzywo / materiał

papier

Pochodzenie / sposób pozyskania

darowizna

Czas powstania / datowanie

1940-06-07

Miejsce powstania / znalezienia

powstanie: Wilno (Litwa)

Numer identyfikacyjny

MPOLIN-A50.1.88

Lokalizacja / status

obiekt nie jest teraz eksponowany

Może Cię również zainteresować:

Dodaj notatkę

Edytuj notatkę

0/500

Jakiś filtr
Data od:
Era
Wiek:
+
Rok:
+
Data do:
Era
Wiek:
+
Rok:
+
asd